wtorek, 9 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 3. Słyszałam ,że to pomaga na rozdwojone końcówki.

 - Alex ! - krzyknęła moja mama - Jake dzwoni ! - szybko zbiegłam po schodach ,zabierając telefon mojej rozdzicielce.
- Halo ?
- No siema młoda. Serio musisz sobie kupić kartę do telefonu ,bo mam dosyć wydzwaniania do twojej mamy lub Luke.
- Taa ,muszę sobie to gdzieś zanotować ,bo ciągle zapominam.
- Mniejsza z tym. Opowiadaj lepiej jak w szkole. Poznałaś kogoś ?
- Poznałam...
- I ?
- No cóż...
- Ja pierdole ! Ja tutaj specjalnie do sklepu lecę ,doładowanie kupuję ,a w nagrodę wysłuchuję... To.
- Dobra. Musiałam siedzieć ze zdzirowato ubraną Sophie ,która ciągle gadała o takim jednym bogatym idiocie ,w którym buja się cała damska i pewnie część męskiej populacji szkoły. Siedział z nami na stołówce i odwiózł mnie do domu ,a później upierdolił sobie ,że mam iść jutro z nim na lody. A... I jeszcze w międzyczasie moja nowa koleżanka wsadziła mu cycki do nosa ,a jego kolega stwierdził ,że jesteśmy pojebani. To chciałeś usłyszeć ?
- Spodziewałem się czegoś typu: "Tak ,poznałam kilku sympatycznych ludzi" ,ale to też może być. Ten chłopak ,to przystojny chociaż ?
- Jak cholera.
- To się z nim umów ,albo lepiej - mnie z nim umów.
- Przykro mi ,ale chyba jest hetero.
- Zawsze może być bi...
- Tak czy inaczej ,nigdzie z nim nie idę.
- Dlaczego ?
- Jeszcze całkiem mnie nie pojebało. Myśli ,że jest Bóg wie kim i może mieć każdą.
- Uh ,sorry. Pogadamy później. Kończy mi się kasa na koncie.
- Mam rozumieć ,że przyszedł twój chłopak na dziś ?
- Yyy... Zadzwonię jutro.
- Bawcie się dobrze. - powiedziałam ,po czym się rozłączyłam.
 Była dopiero 16 ,a ja nie miałam co począć ze swoim życiem ,więc postawnowiłam pozwiedzać okolicę. Włożyłam słuchawki do uszów i udałam się przed siebie. Chodnik doprowadził mnie do niewielkiego ,nieco opustoszonego parku. Wiatr rozwiewał moje włosy ,a ja wlepiałam wzrok w buty ,wsłuchując się w tekst lecącej właśnie piosenki. Nagle napotkałam jakiś opór na swojej drodze i wylądowałam na tyłku.
- Sorry. - powiedzieliśmy równocześnie.Chłopak wyciągnął rękę ,by pomóc mi wstać ,a ja chwyciła ją i za jego pomocą wstałam z ziemi. Otrzepałam swoje ubranie i podnisłam wzrok dostrzegając niebieskookiego blondyna ,tego samego ,który zbierał Stylesa z podłogi na stołówce.
- Alex ,co nie ? - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Tak. A ty... ?
- Niall. Co tutaj robisz ?
- Zwiedzam okolicę.
- Mogę się dołączyć ?
- Jasne. - zgodziłam się i ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Opowiedz coś o sobie.
- Co chcesz wiedzieć ?
- Wszystko.
- W taki razie ,z nocniczka zaczęłam korzystać...
- Okej ,okej. Pomińmy sobie takie szczegóły. Zacznijmy od tego skąd jesteś ?
- Takie zadupie zwane Wolwerin... Ty jesteś stąd ?
- Taa. Tkwie tu już siedemnasty rok.
- Przyjaźnisz się z Harrym ?
- Yeah ,ale nigdy nie był typem człowieka ,który lubi się zwierzać. Jedymym o czym mi opowiadał ,były laski ,które zaliczył. Albo raczej ich pewna część. Jakby miał mi opowiadać o wszystkich ,to chyba bym zwariował.
- Nie mogę uwierzyć w to ,że te dziewczyny są aż tak bardzo zdesperowane. A tak w ogóle ,to zaprosił mnie na lody. Mam nadzieję ,że je sobie odpóści ,bo nie mam zamiaru spędzać z nim czasu.
- On nie jest taki zły... Z resztą ,to sama musisz stwierdzić. - Jasne... On nie jest taki zły ,a ja jestem święta Teresa.
 Rozmawialiśmy tak jeszcze z dobre dwie godziny ,po czym odprowadził mnie do domu. W sumie ,to całkiem fajny chłopak. Szczerze mówiąc ,polubiłam go. W porównaniu do Harrego wydaje się być normalny i nie zachowuje się jak jebany królewicz ,jest tylko trochę głupawy, ale to dodaje mu uroku.
 Dzień minął niewiarygodnie szybko. Nim się obejrzałam siedziałam już z Sophie na stołówce ,przy tym samym stoliku co wczoraj. Po chwili usłyszałam westchnienie blondynki i domyśliłam się ,że Harry musiał przekroczyć próg stołówki. Stanął przede mną ,opierając się o stolik.
- To o której mam być ? - zapytał ,a blondynka wytrzeszczyła oczy.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. - oznajmiłam. - Powiedziałam ,że się zgadzam tylko ,po to żebyś oddał mi torbę ,a teraz skoro już ją mam...
- To dotrzymasz obietnicy.
- Chyba cię chłopczyku pojebało.
- O 20 będę i nie próbuj się nawet wykręcić ,bo ci się ,to nie uda. A poza tym wszyscy wiemy ,że ci się podobam i tylko błagasz w myślach żebym cię przeleciał. - w tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Marzyć nie zabraniam. I nie. Nie pragnę zarażenia się jakąś chorobą weneryczną.
- Ja nie marzę ,tylko stawiam sobie cel.
- Chyba będziesz musiał zmienić swój pieprzony cel ,bo ja mam gdzieś ,że wypadło na mnie. - wstałam ,a on bacznie mnie obserwował. Gniew zaczął przeze mnie przemawiać i podejmując męską decycję ,poświęciłam swój lunch wywalając mu go na głowę. Zawsze chciałam ,to komuś zrobić ,a teraz nadażyła się do tego wprost idealna okazja. Zauważyłam ,że wszyscy na nas patrzą i pomyślałam ,że zasłużył sobie na więcej ,więc po chwili shake spływał po jego włosach.
- Słyszałam ,że to pomaga na rozdwojone końcówki. - uśmiechnęłam się bezczelnie ,po czym dumna z siebie opóściłam pomieszczenie.
- Alex stój ! - Pan Marzysz O Tym Żebym Cię Przeleciał wydarł się za mną. Zrobiłam obrót o 360° na obu rękach pokazując mu środkowy palec. Zaczął biec w moją stronę ,więc przyśpieszyłam kroku. Złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę przypierając do ściany. Muszę przyznać ,że całkiem mu do twarzy z jedzeniem na głowie.
- Przepraszam ,okej ? Jestem skurwysynem. Na prawdę nie to miałem na myśli...
- To niby co ?
- Po prostu mi się spodobałaś. - prychnęłam na jego słowa.
- Takie bajki ,to możesz wciskać Sophie ,ale nie mnie.
- Mówię serio. Nigdy nie zdarza mi się usłyszeć odmowy i trochę mnie poniosło...
- Chcesz mi powiedzieć może ,że mam teraz iść z tobą na te lody ,a potem sama zrobić ci jednego czy co tam będziesz chciał ?
- Chciałem od razu przejść do konkretów ,ale jeżeli bardzo chcesz... - uśmiechnął się szeroko ,a ja przewróciłam oczami. Nigdy nie potrafiłam się kurwa długo gniewać. Wystarczy ,że ktoś przyjdzie ,zrobi maślane oczy ,a we mnie nie ma już grama złości... - A tak serio ,chcę najprościej w świecie ,miło spędzić czas.
- Chyba inaczej rozumiemy pojęcie "miło spędzać czas".
- Pokażę ci jak ja to rozumiem... Proszę ? Będę grzeczny... - zadeklarował.
- Ugh. - westchnęłam na znak ,że się poddaje.
- Będę o 20. - uwolnił ze swoich objęć moje nadgarstki i pościł mi oczko.
- O 20 ? Na lody ? Całkiem ci na mózg siadło ?
- Na prawdę myślałaś ,że pójdziemy na lody ? - zaśmiał się.
- Ymm... Tak. Tak właśnie myślałam. - co on kombinuje ?
- To źle myślalaś.
- A jak powinnam myśleć ?
- Jesteś zdecydowanie zbyt ciekawska. - posłał mi bezczelny uśmiech po czym odszedł.
- Co to było ? - Sophie podbiegła do mnie i zaczęła szarpać mną na wszystkie możliwe strony.
- Ale o co ci chodzi ?
- Żartujesz ,prawda ?! Roztrzaskałaś mu swój lunch na głowie.
- Oj tam... Przynajmniej chłopak ma pretekst żeby się umyć...
- Masz zamiar z nim iść ?
- Chyba nie mam innego wyjścia...
- Zdajesz sobie sprawę z tego ,że skończycie w łóżku ?
- Co ty pierdolisz ? Myślisz ,że jestem taka łatwa ?
- Jeżeli chodzi o Stylesa ,to każda jest łatwa.
- No to się zdziwisz. - mruknęłam ,lekko podenerwowana słowami blondynki.
 Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Właśnie zbliżała się 19 ,więc postanowiłam zacząć się szykować. Wzięłam prysznic ,wysuszyłam włosy zostawiając je rozpuszczone ,ubrałam koszulę w kratę i jeansy z przetarciami. Nie mam zamiaru się nie wiadomo jak stroić.
 O równej 20 ,na podjeździe pojawił się samochód chłopaka. Nie wiedząc czego się spodziewać ,ubrałam conversy i wybiegłam przed dom.
- Hej. - przywitałam się wsiadając do auta.
- Cześć.
- To gdzie jedziemy ?
- To niespodzianka.
- Skąd mam wiedzieć ,że nie chcesz wywieźć mnie do jakiegoś lasu ?
- Cholera ,przejrzałaś mnie. A tak serio ,to zaraz się dowiesz. - pościł mi oczko.
Po około 30 minutach jazdy ,skręciliśmy w boczną drogę ,a raczej dróżkę.
- Co masz zamiar robić w tych krzakach ? - zapytałam.
- A mówią ,że to ja jestem zboczony. - przewróciłam oczami ,a pojazd zatrzymał się ,gdyż dalszą drogę zagradzały nam różnorodne krzewy.
- Wysiadamy. - oznajmił ,a ja posłusznie wykonałam jego polecenie i ruszyłam na nim.
Powoli zapadała ciemność ,a ja nie należe do jej fanów.
- Czy teraz mi powiesz ,gdzie idziemy ?
- Jeszcze tylko przejdziemy przez ten lasek. - wskazał na coś przed nami ,lecz ledwo byłam w stanie dostrzec czubek swojego nosa ,a co dopiero coś znajdującego się kilka metrów przede mną
- Żartujesz ,prawda ? Mamy spędzić czas bawiąc się w Tarzana ? I to po ciemku ?
- Boisz się ? - spytał podchodząc do mnie bliżej.
- Nie ,ależ skąd. Chodzenie w nocy po lesie z niewyżytym psychopatą należy do moich ulubionych zajęć !
- W takim razie widzimy się po drugiej stronie lasu. - powiedział ,po czym zniknął w ciemności. Na pewno nie zostawił mnie tutaj samej ,prawda ?
- Harry ? - wymruczałam niepewnie ,ale nie usłyszałam odpowiedzi. Zamiast tego jakiś ptak głośno zaskrzeczał ,a po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Harry ,matole wiem ,że tutaj jesteś. - gdy dalej panowała głucha cisza ,uznałam ,że stanie tu jak ostatnia idiotka nie ma sensu ,nabrałam powietrza w płuca ,po czym zaczęłam przedzierać się przez te krzaki. Gałęzie kaleczyły moją skórę ,a w głowie układały się czarne scenariusze. Krzyknęłam ,gdy ktoś złapał mnie za ramię i w geście obrony uderzyłam napastnika kolanem między nogi.
- Kurwa... - wydukał trzymając się za kroczę ,a ja rozpoznałam zachrypnięty głos szatyna.
- Ups...
- Co ty odpierdalasz ?
- Mogę zapytać o to samo...
- To nie ja rzuciłem się na ciebie z kolanami !
- To nie ja zostawiłam cię samego w jakiś jebanych chaszczach !
- Nazwałaś mnie psychopatą ! A poza tym myślę ,że świetnie byś sobie poradziła.
- A co jeżeli zamiast ciebie napadł by mnie jakiś mężczyzna ?
- Ha. Ha. Twierdzisz ,że nie jestem mężczyzną ?
- No cóż...
- Mogę ci pokazać dowód mojej męskości.
- Ten znaczek "mężczyzna" na dowodzie nie zmieni mojego zdania na ten temat. A teraz zbierają dupę i jedziemy do domu.
- Nie ma opcji. - uśmiechnął się ,a ja westchnęłam ciężko. Mogłam się spodziewać ,że nie odpóści...
 Po kilku minutach znajdowaliśmy się nad jakimś jeziorem. Księżyc świecił jasno ,a wiatr delikatnie muskał moją skórę.
- Teraz planujesz mnie utopić ? - zapytałam ,a chłopak spojrzał na mnie swoimi idealnie zielonymi oczami i złapał mnie za rękę ,prowadząc do wcześniej nie zauważonej przeze mnie ,małej łódki. Na jej dnie porozrzucane były poduszki ,a na środku stał wiklinowy koszyk ,zaopatrzony w kolację prosto z McDonalda. Wyglądało ,to dosyć romantycznie.
Zajęłam miejsce na łodzi ,a Harry odbił nas od brzegu.
- Wow. Tego się po tobie nie spodziewałam. - co prawda nie znam Stylesa długo ,ale to takie do niego nie podobne...
- Uznam ,to za komplement. - uśmiechnął się. Łódka lekko się kołysała i słychać było szum drzew. Dopłynęliśmy na środek jeziora ,a Harry przestał wiosłować i podał mi lampkę zapełnioną czerwonym winem.
Zjedliśmy naszą kolację ,a rozmowa prowadzona z chłopakiem była nadzwyczaj miła. W pewnym momencie coś błysnęło mi między poduszkami. Sięgnęłam po rzecz ,którą okazała się pudełkiem prezerwatyw. Już miałam zacząć wrzeszczeć na szatyna ,gdy do głowy wpadł mi cudowny pomysł...

1 komentarz:

  1. No aaaaa
    Jako pierwszy czytelniczka nowego rozdziału rzadam następnego :) jak naj szybciej :*

    OdpowiedzUsuń